Ostatnie posty


               Co zasiejesz, to żąć będziesz

                Zawsze boli mnie, kiedy widzę, jak ktoś próbuję podciąć młodym ludziom skrzydła. W imię czego? Tego, że sam boi się coś zorganizować czy tego, że kontrowersyjne tematy są lepiej poczytne? Wydaje mi się, że jako Polacy w ogóle lubimy przysłowie, które mówi o tym, że zawsze musimy dorzucić swoje trzy grosze. Pewnie dlatego powstaje ten tekst. Ale myślę, że najwyższy czas polubić też inne - na cudzej krzywdzie, nie zbudujesz swojego szczęścia.

                Nazywam się Julia Perlikowska, mam 19 lat. Koordynowałam dwa projekty społeczne, w tym jeden uznany za najlepszy w województwie. Pracuję w firmie tworzącej największą konferencję technologiczno-ekonomiczną w Europie Środkowej. Dostałam się wraz z czternastoma innymi osobami z Polski na warsztaty pisarskie, moje wiersze zostały opublikowane na portalu, a esej o twórczości Stanisława Lema uznany za najlepszy esej w Polsce w kategorii szkół ponadgimnazjalnych w roku 2017. Nazywam się Julia Perlikowska i kiedyś dałam po łapach komuś, kto chciał mi podciąć skrzydła, kiedy dopiero się wznosiłam. Osiągnęłam to wszystko, bo nie przejmuję się krytykancką opinią innych i nie docierają do mnie głosy przesiąknięte nieuzasadnionym hejtem. Dałam radę oraz stworzyłam, i nadal tworzę, piękne rzeczy. Nie każdy ma w sobie tyle siły. A czasami to my, depczemy jej resztki.

Często w swoim życiu miałam pod górkę. Do tej pory nadal mam. Już dawno mogłabym się stoczyć, jak kamień Syzyfa, a mimo to uparcie pchnę go do przodu. To nie tylko moja zasługa. Wokół siebie mam osoby, które zawsze mnie wpierały, ocierały pot z czoła i pomagały wstać po upadku. Ale były też takie, które najchętniej kopnęłyby mnie w brzuch, kiedy leżałam. W życiu nie ma się dużego wpływu na to, co zrobią inne osoby. Za to ma się ogromny na to, jak na daną sytuację zareagujemy. Możemy oczywiście pozwolić zrobić sobie kilka siniaków, a możemy wstać i oddać komuś dwa razy mocniej. Tak, żeby zapamiętał. Najważniejsze jest jednak to, żeby nigdy i pod żadnym pozorem się nie poddać.

Szczególnie boli mnie, kiedy młodzi ludzie, zamiast sobie pomagać i razem piąć się w górę, tylko się z niej strącają. Jak już pisałam, nie każdy ma w sobie takie pokłady siły, aby dać sobie ze wszystkim radę. Szczególnie jeśli uważa, że krzywda, która mu się dzieje, nie jest zasłużona. Jedną z coraz bardziej postępujących chorób cywilizacyjnych jest depresja. Obecnie tylko w Polsce codziennie samobójstwo popełnia średnio 16 osób. Tylko do dziś zrobiło to 1328 osób, do końca roku może być ich nawet 5840. Nie zawsze decydują się targnąć na własne życie z w naszym mniemaniu ważnego, trudnego czy ogromnego problemu. Czasami nie mogą sobie poradzić z kolejnym przykrym komentarzem w ich stronę. Czasami tylko ten komentarz wystarczy, żeby zburzyć kogoś zdanie o sobie. Czasami tylko ten komentarz jest początkiem tragedii.

                Dlatego wydaję mi się, że warto się zastanowić, zanim będziemy klepać językiem na prawo i lewo. Może lepiej byłoby sobie pomóc, zanim próbować rozszarpać się na strzępy. Jeśli uważamy się za lwy w otaczającej dżungli, to nie wypada być sępami żerującymi na krzywdzie innych.
               
Tekst został napisany w ramach zakwalifikowania się na warsztaty pisarskie "PiszMy". 


***


                        Imię mam ni to brzydkie, ni to ładne. Raz przejmujące grozą, czy wywołujące szklaną taflę na powierzchni oka, innym wprowadzające w śmiech lub u odważniejszych nawet lekceważący półuśmiech. Jak to mówią, ten się śmieje, kto robi to ostatni. Raczej się o mnie nie wspomina. Nie wypada. Przychodzę niespodziewanie, zawsze za wcześnie, nigdy w porę. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, mimo tego, że niektórych ciągnie do mnie wcześniej niż to sobie na początku zaplanowałam. Raczej nie zobaczysz mnie w jasnych kolorach, ukrywam się w swoim bezpiecznym cieniu. Pojawię się, kiedy oczy zajdą ci mgłą, puls przyspieszy, serce straci rytm, a oddech będziesz łapać po raz ostatni.
                Moim najnowszym trofeum jest pan A. Dane nie są istotnie i nic nie zmieniają. Całe życie staracie się udowodnić, że jesteście czymś więcej niż numerem pesel i znaczycie więcej niż liczba cyfr na waszym koncie. Powiem wam teraz coś, co pewnie przygnębi znaczną część mojej publiczności. Na końcu sali słuchają mnie dwie osoby. Po następnym zdaniu zostanę wygwizdana przez większość. Mnie i tak nie obchodzą te wasze, pożal się Boże, starania. Nie mają dla mnie znaczenia. Jedno wiem na pewno: spotkam się z wami wszystkimi. Prędzej czy później. Dopadnę was nawet na końcu świata. W każdym jego zakamarku. Z jednej prostej przyczyny – cały czas mam na was oko, trzymam rękę na pulsie, a wy możecie poczuć mój zimny oddech na karku. Zwykle się tak nie rozdrabniam. Działam szybko i precyzyjnie. Żeby nie rzucać słów na wiatr, panie A., krótko teraz pana przedstawimy. Pan spojrzy na mnie jeszcze raz, bardzo proszę, i słucha uważnie, Sędzia obok też. Jeśli chodzi o wygląd to nic nadzwyczajnego. Wysoki zielonooki brunet. Dobrze wykształcony mimo problemów w domu od kiedy skończył 6 lat. Mniejsza o nie. Zarobki przekraczające czasem nawet  20 tysięcy miesięcznie. Plus minus. Trzydzieści pięć lat, cztery miesiące i jedenaście dni. Tak sobie wybrałam. Kaprys. Zostawił dwudziestoośmioletnią żonę i sześcioletniego synka. Powiecie, że jestem okrutna. Nawet zbytnio bym nie protestowała, gdybym nie miała w zanadrzu pewnej historii z poprzedniej soboty, gdzie wyklarowały się uczucia do A. jego pierworodnego. Możecie się domyślać, że niezbyt dobre. Ich relacje były raczej poprawne, na pewno nie czułe. Moknąc na skrzyżowaniu jednej z bardziej ruchliwych ulic miasta i trzymając matkę za rękę starał się przypomnieć sobie ostatnie chwile, które spędził z ojcem. Bo widzicie, najbardziej intrygują mnie dzieci. Dziecko pamięta i pamiętać będzie aż do naszego spotkania, podniesiony głos podczas najlepszej zabawy, kiedy przeskakiwał lawę, której wy nawet nie staracie się zauważyć, bo macie ważniejszy telefon na drugiej linii. Także to, że wróciłeś się, żeby zabrać teczkę z ważnymi dokumentami do pracy, a nie żeby pocałować je w czoło. Zapamięta surowe spojrzenie na szkolnych jasełkach podczas najradośniejszego okresu w roku, gdy zająknie się podczas recytowanego wiersza, a w pierwszym rzędzie będą siedzieć same twoje najlepsze koleżanki. I twoją niewiarę za każdym następnym razem. Przypomną mu się zielone warzywa wpychane do buzi, kiedy wolało myśleć tylko o niebieskich migdałach. I całą Twoją przesadną obecność, gdy chciało samemu nabrać wiatr w skrzydła. I wreszcie, zapamięta jej brak – niepodaną w porę dłoń, nieugłaskane włosy przed balem, niewytulone ramiona przed objęciem nimi całego świata. I możesz być cholernie pewien, że zapamięta niekochane serce, jego nieposklejane kawałki, nieułożone prawidłowo przed całym tym dorosłym życiem z niezapłaconym czynszem i tanim winem w szafce przy łóżku. Rzeczy martwe nie wypełnią pustki. Nowy penthouse w samym sercu miasta nie pozwoli zapomnieć o tym, że nie może nazwać miejsca do którego co dzień wraca domem. Więc stojąc tak w deszczu i myśląc o tobie A., twój syn poczuł ulgę. Nie szczęście czy smutek, a mniejszą presję. Skoro ty go nie kochałeś, to czemu mieliby to robić inni. Już nie musi się tak starać. Heroiczna walka w jego głowie skończona. Zapytasz pewnie co z żoną. Wylewając rzewnie potok łez na pogrzebie poczuła w przedniej kieszeni spodni wibracje telefonu. Stojąc na przejściu odpisywała twierdząco na pytanie waszego sąsiada z piętra niżej, czy umówi się z nim skoro nie stanowisz już problemu. Fałszywość? Ostatnio coraz częściej norma.
                Ale mniejsza z drobnostkami. Zajmijmy się osobami na których naprawdę ci zależało -  szefem, któremu robiłeś raporty godzinę wcześniej niż o nie prosił, bo lubiłeś zazdrosny wzrok kolegów, gdy ten ściskał ci rękę. Kolegą z pracy, z którym co piątek chodziłeś do pubu na mecz i trzy piwa, wygwizdując nie tylko nieudane strzały do bramki, ale też dziewczyny przechodzące obok baru. A jeśli już o dziewczynach mowa, to może wspomnimy o twojej asystentce, z którą łączyły cię nie do końca jasne dla mnie relacje. Wiesz, że oni nie przyszli, prawda? Ale nie martw się na zapas, omówimy sobie każdego po kolei. Jego reakcje, uczucia i myśli związane z twoim odejściem. Dowiesz się czy ludzie płakali z bólu, czy ze szczęścia. Zaciskali pięści z bezsilności, czy satysfakcji. Przygryzali wargę, żeby zatamować kolejny potok łez, czy ukryć uśmiech. Powiem ci A., komu naprawdę zależało, a kto tylko mistrzowsko udawał. Kto wyciągnął do ciebie rękę, a Ty połamałeś mu palce. Kto w zamian za to z dziką satysfakcją, rozszerzonymi źrenicami i błyskiem w oku wbił ci nóż w brzuch. Rozgość się. Witam cię w Piekle.


                Polacy jako naród do szczególnie zadowolonych z życia nie należą - plasujemy się mniej więcej
w połowie listy państw europejskich, wysoką satysfakcję z życia deklaruje ok. 15% z nas, co jest niewielkim wynikiem w porównaniu z 66% szczęśliwych Duńczyków. Gdzie ostatnio nie spojrzymy, tam z każdej strony dopada nas ich filozofia szczęścia - HYGGE. W końcu postanowiłam sama sprawdzić, o co tyle szumu wokół dzieła autorstwa Marie Tourell Søderberg pt. "Duńska sztuka szczęścia".

No więc o co?

"Dla wielu Duńczyków hygge jest czymś, do czego się dąży. Przypomina kompas, naprowadzający nas na chwile szczęścia, których nie da się kupić, i dzięki temu odnajdujemy magię w codzienności."

                



Książka lekka, przyjemna, jak się uprzemy to na jeden wieczór pod kocem i z gorącą czekoladą w ręce. Przez pierwsze 50 stron możecie się trochę wynudzić, jednak warto przebrnąć przez początek, aby poznać przepisy na hygge dania i smakołyki; duński lifestyle, design, architekturę wnętrz i porady DIY. Dowiecie się czemu szlafrok to intymna część garderoby i jak zawodowo tworzyć dobrą atmosferę, a także, że słodycze w każdej ilości są dobre i hyggelig (chciałabym!), a to wszystko przeplatane jest przepięknymi zdjęciami na których znajdziecie dużo świeczek, książek i winyli. Z tyłu umieszczony został słowniczek z kilkoma przydatnymi według autorki zwrotami z duńskiej filozofii - w skrócie dodajcie "hygge" przed każdym słowem i voila!

Na ostatnich stronach znajdziemy też krytyczne spojrzenie na ten światopogląd, mówiące o tworzeniu przez stanowisko barier, promocji introwertyzmu,
a nawet ksenofobii.
Nie trudno zauważyć, że leżenie na kanapie i hyggowanie nie wpłynie też pozytywnie na produktywność, czy wzrost gospodarczy Duńczyków, co nie znaczy, że nie są oni dumni ze swojej historii i bardzo możliwe, że to właśnie ten odłam kulturowy tak ich spoił i cały czas zacieśnia więzy między bliskimi. Moim zdaniem potrzebujemy hygge, ale modelu ulepszonego, wersji 2.0., która pozwoli nam na rozwój osobisty, realizację celów, pogłębianie pasji, ale też przypomni, że chwile należy przeżywać, a nie tylko żyć. I o tym jest ta wyjątkowa pozycja, podkreślająca jak ważny jest codzienny uśmiech, ale też pomagająca odkryć na nowo dziecko, które jest w każdym z nas i czeka aż pozwolimy mu trochę ubrudzić ręce, rozsypać cukier, czy zjeść o jeden kawałek ciasta więcej.

Czy kwestia szczęścia jest naszym świadomym wyborem?

Abraham Lincoln powiedział kiedyś, że "większość ludzi jest tak szczęśliwa, jak się na to decyduje", więc dlaczego wszystko obraca się przeciwko Tobie? Ponieważ Ty sam też jesteś przeciwko sobie. Nie dajesz sobie szansy, niszcząc się systematycznie, dokonując okrutnego mordu, a przecież tak pragniesz żyć. Nie chodzi o to, żeby zmieniać życie z dnia na dzień o 180 stopni, ale przestać się martwić głupotami, zasypiać spokojnie, nie oglądać się za siebie i mieć poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być.

Jak wspomniałam, nasz naród nie jest zbyt hyggelig. Jakie jest prawdopodobieństwo, że zmieniłoby się coś, gdyby ludność polska wygrała w totka? Niespodzianka – zajebiście małe. Jeśli starcza Wam na jedzenie
i przyzwoity dach nad głową, wzbogacenie nie da pełni szczęścia. Co więcej osoba, która zarabia więcej niż mniej zamożni koledzy często odczuwa napięcie, a nawet złość. Według badań dopóki nie upolujesz kogoś na ślubnym kobiercu również nie poczujesz pełnego zaangażowania z drugiej strony i długoterminowego oddania, ale podejrzewam, że do tego Ci jeszcze trochę. Ludzie, którzy oceniani są jako bardziej atrakcyjni również nie deklarują większego poczucia szczęścia niż Ci mniej urodziwi. Zarówno sprawa wieku może zaskakiwać. To właśnie ludzi starsi są bardziej usatysfakcjonowani z życia niż młodzi. Według psychologów starsi zdobyli już pewna życiową mądrość, wiedzą gdzie szukać szczęścia, jaki i bardziej panują nad emocjami jednocześnie nie przejmując się i nie biorąc za bardzo do siebie drobiazgów.  Jak więc pomóc sobie
w osiągnięciu szczęścia? Zmień swój sposób reagowania na to co przynosi Ci codzienność, zamiast odtwarzać każdy problem od nowa w nieskończoność, daj sobie czas żeby się z nim zmierzyć, a później zostaw go za sobą. Jeśli coś się stało, to zdradzę Ci tajemnicę, więc się skup – nie odstanie się. Jeśli ktoś wbił Ci nóż
w plecy, to go nie wyciągaj – tylko bardziej rozszarpiesz ranę.

Twoje szczęście w dużej mierze zależy od Twojego nastawienia. To jak w słynnej metaforze o tym, czy szklanka jest do połowy pełna czy pusta. To czy dane zdarzenie wpłynie na nas pozytywnie, czy wręcz odwrotnie zależy tylko od naszej decyzji, jakie znaczenie mu nadamy i gdzie je przypiszemy. To od Ciebie zależy, czy chcesz mieć w życiu więcej powodów do narzekania niż uśmiechu. Będziesz po drodze natrafiać na przeszkody, ale najważniejsze to nie pozwolić im na przysłonięcie Ci celu, widniejącego na końcu Twojej drogi. Obranie sobie celu, do którego będziesz systematycznie dążyć to też bardzo ważny element układanki. Masz być świadomy. Świadomy tego w jakim miejscu się znajdujesz i w jakim chcesz być za jakiś czas. Nie prześlizguj się przez życie, bo to nie na tym ma polegać. Znajdź rzeczy, które mają znaczenie, trzymaj się ich i nie odpuszczaj. Otaczaj się pozytywnymi ludźmi, którzy czerpią z życia garściami, działają, inspirują, ponieważ Ty też wtedy zaczniesz się nakręcać, zostaniesz zarażony ich pozytywną energią, staniesz się głodny życia. Nie walcz o własne szczęście, wybierz je świadomie. 



Dla mnie hygge to:

- siedzenie w lesie, kiedy pada deszcz
i zapach, który wtedy się unosi
- kawa, którą pije dla przyjemności, a nie dlatego, żeby zaraz nie zasnąć nad książkami
- zimne ognie o północy, kiedy siedzę na wózkach supermarketu razem z moim chłopakiem, a w torbie mam popcorn
- dobre tanie wino pite z przyjaciółką po mniej uczęszczanej stronie jeziora przy zachodzie słońca





Czytając ten tytuł niewątpliwie przeszło Ci przez myśl, że ktoś upadł na głowę lub totalnie zwariował. Udowodnię Ci jednak, że wcale tak nie jest. Porażka była, jest i będzie nieodłącznym elementem naszego życia. Jest jednak równie potrzebna i wartościowa, jak sukces. A nawet bardziej! Pomyśl tylko, co by to było, gdyby wszystko zawsze szło po Twojej myśli? Byłbyś
w pełni szczęśliwym człowiekiem? Ja uważam,że nie! W momencie, w którym wszystko udaje nam się ot tak osiągnąć, nie dość, że mniej doceniamy nasze sukcesy to na dodatek nasze życie staje się nudne i monotonne... . I chyba nie odważysz mi się sprzeciwić, prawda?

 Poznaj zatem 5 pozytywnych stron porażki :

PRZYJAŹŃ

Tak naprawdę to dzięki porażce dowiesz się, kto jest kim. Najczęściej jest tak, że gdy człowiek odnosi sukcesy ma wokół siebie mnóstwo przyjaciół i ludzi, którzy go lubią i chcą spędzać z nim czas. W momencie, gdy podwinie Ci się noga - ludzie ci znikają. Tak to już jest, że tylko nieliczni są wstanie wyciągnąć dłoń do tonącego i to właśnie te pojedyncze osoby zasługują na Twoje zainteresowanie i przyjaźń. Na resztę nie warto marnować czasu.

LEPSZY TY!
Nie ma co ukrywać - najbardziej pozytywną stroną porażki jest to, że stajesz się lepszym i silniejszym człowiekiem. Każdy czasem popełnia błędy i musimy to zaakceptować, po czym wyciągnąć konkretne wnioski. Wnioski te pozwolą nam w przyszłości uniknąć tych samych błędów oraz osiągnąć lepszy efekt finalny.



TRZEŹWE MYŚLENIE

Taki kubeł zimnej wody bardzo często jest nam potrzebny. Wyobraź sobie człowieka, który wiecznie odnosi sukcesy, a jego życie pozbawione jest potknięć - nie uważasz, że taka osoba z czasem stanie się tak zakochana w sobie i swoim świecie, że przestanie zauważać innych? Dlatego właśnie czasem przydaje się przysłowiowy kubeł zimnej wody, który pozwala nam racjonalnie spojrzeć na własne życie i wartości, jakie je wypełniają lub powinny wypełniać.

WIĘKSZA ODPORNOŚĆ
Życie nie jest usłane różami i nigdy nie będzie. Jeszcze nie raz się potkniesz, popłaczesz i powiesz "mam dość". Ale z każdym jednym upadkiem nabierzesz większej siły i odporności, która obroni cię przed intensywnością bólu kolejnego potknięcia. Porażka zacznie boleć mniej przez co szybciej się z niej otrzepiesz, wstaniesz i ruszysz dalej naprzód.




TWÓJ PODPUNKT


A teraz pomyśl i dopisz tutaj swój podpunkt. Z całą pewnością i Ty znajdziesz jakąś pozytywną stronę porażki. Dasz radę? Koniecznie podziel się swoją refleksją w komentarzu.



Artykuł napisała dla Was Amanda Niedrich z bloga www.xavilove.com . Jeśli masz ochotę na dużą dawkę lifestyle`u, refleksji, ale i kobiecych tematów - zapraszam na bloga i fanpage Amandy.


Żadne dobro nie naprawi mojej karmy. A wierzę, że każdy dostaje to, na co sobie zasłużył. Może nie będę smażyć się w piekle, ale ale z pewnością spiekę sobie plecy.

Kiedy myślę o sobie, jest mi wstyd. Wcale nie jestem zwycięzcą. To ja chowam czekoladę w szafce, żeby zjeść połowę, kiedy mam gorszy dzień. Albo nie jem wcale przez kilka dni. Nie ćwiczę codziennie. Nie czytam codziennie. I nie piszę codziennie. To mi trzęsą się ręce, kiedy kładę je za siebie. To ja zagryzam wargę, żeby nie dać łzom spłynąć po policzku. To mi zazdrościłaś fajnego chłopaka, świetnie zrealizowanego projektu, czy jednej z najlepszych średnich w szkole. Za to ja uważam, że moim największych dzisiejszym sukcesem jest to, że nie utopiłam się w wannie.

Mam wielkie problemy z pewnością siebie.
A jeszcze gorsze z poczuciem własnej wartości.
I wiele razy myślę, że ten okropny okres już minął, a on za każdym razem wraca z podwojoną siłą. Nie zakładałam bloga, bo wydawało mi się, że nikt nie będzie go czytać. Poza tym, kiedy u mnie jest naprawdę w porządku, nie jestem już taka ciekawa. Za to po pierwszym wpisie ludzie podchodzili do mnie i cytowali fragmenty, mówiąc, że przeczytali go z 10 razy, tak im się spodobał. Odwracałam wzrok, patrząc z nadzieją czy zza zakrętu nie wyjeżdża właśnie mój autobus. Bo oni nie wiedzą, że potrafię spędzić większość weekendu zawinięta w koc i z chusteczkami w ręce, chcąc spakować się w plecak, w którym właśnie leżą zeszyty ze szkoły. Planuję wtedy swoją ucieczkę do Nowej Zelandii lub małego miasteczka we Włoszech (Bari), w którym zamieszkam w domku na klifie razem z psem, którego znajdę po drodze. Albo, że na kolorowych karteczkach zapisuję "mam dość" różowym mazakiem, żeby wziąć się w garść. Nie lubiliby mnie wtedy już tak bardzo.

WIEM, że nie jestem aż taka beznadziejna - mam jakieś mocne strony, kilka rzeczy mi się udało
i w niektórych dziedzinach też jestem całkiem niezła. Ale to, że WIEM, nie przeszkadza mi CZUĆ się najgorszą osobą na świecie. Zwłaszcza w momentach, kiedy muszę być dzielna i bardzo silna.

Po co to piszę?

Ponieważ sama chciałabym, żeby ktoś mi napisał, że można mieć ze sobą jakieś problemy
i jednocześnie nie być taką złą osobą. Że osoby, które ja podziwiam też mają gorsze momenty i chwile załamania.
Bo musisz wiedzieć, że mi też nie zawsze wszystko wychodzi i czasami krzyczę z bezsilności. Właściwie to cały czas potykam się o własne nogi, ale bardzo staram się podnieść, otrzepać kurz
z kolan i iść dalej. Cały pieprzony czas.

Ale piszę to też trochę dla siebie. Dla tych momentów, kiedy jestem całkowicie wyprana z emocji
i zaciskam pięści, czasami uderzając nimi o ścianę. Kiedy znowu marudzę, narzekam i odzywam się do Ciebie nie do końca wiedząc, czego właściwie chcę.

Chcę też żebyś coś wiedział.


Uno. Jak bardzo byś się nie starał, nie masz wpływu na to czy ktoś uważa, że jesteś dobrym człowiekiem czy nie. Nie zmusisz nikogo, żeby uznał Cie za inteligentnego i wartego uwagi. Możesz oczywiście próbować, ale w większości przypadków to całkiem desperackie posunięcie.




Dos. Bądź miły. Zawsze. Nie masz pojęcia co przeszła lub w danym momencie przechodzi osoba, którą spotykasz. Nie wiesz czy Twoje słowa nie zrobią jej większej krzywdy lub nie posuną do nieodpowiednich decyzji. Masz być miły, ZA KAŻDYM RAZEM. A jeśli widzisz, że ktoś nie wygląda jakby właśnie wygrał w totka - to może warto podejść i zapytać jak się czuje. Jeśli nie najlepiej - to może dobrze byłoby nie mówić, żeby wziął się w garść i że będzie dobrze. Uwierzcie, że nic nie pomaga tak jak banalne "możesz na mnie liczyć".

Tres. Jeśli w moim życiu chcę czegoś unikać to dramatów. Mam dość niedomówień, nieodebranych telefonów po 3 w nocy, biegania za kimś w tą i z powrotem, czy kłótni po których nie czuję gardła. Kimkolwiek jesteś życzę Ci dobrze. Jeśli coś Ci zrobiłam, przepraszam. Jeśli czujesz do mnie żal, powiedz to, może coś poradzimy? Życzenie komuś dobrze, nieważne co Ci zrobił, wymaga więcej siły niż chęć zemsty lub przepełniająca nienawiść. Powiedz na głos, to co drapie Cie w gardle i pozwól odejść.